Kasia |
Wysłany: Sob 21:32, 09 Cze 2012 Temat postu: |
|
Ania, przede wszystkim pokaż mu, że nie może Cię trzymać za ręce! Jeśli już tak raz zrobił to będzie się to powtarzało. Bądź stanowcza, chociaż sprawa ciężka. Co do teściowej, niezła kobieta. Jak dobrze to dobrze, ale jak już źle to 0 reakcji. I wydaje mi się, że to od Jacka dużo zależy. Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca:/ I zawsze mi mama powtarzała, że jak już się z kimś ślub bierze/ zakłada rodzinę to teraz najważniejszą osobą nie jest mama albo tato. Powodzenia i dużo stanowczości życzę:* |
|
Marta |
Wysłany: Pią 0:35, 18 Maj 2012 Temat postu: |
|
Teściowa to generalnie trudny temat. Ja sama jeszcze nie wiem czy moją lubię i na ile będę musiała tolerować, bo nie mieszkamy razem- My z Mateuszem generalnie i w sensie, że z teściami i właściwie nie bardzo ma się w co wtrącać.
Z Tobą jak najbardziej jest wszystko okey!!! To po prostu (przepraszam za wyrażenie) głupie babsko, które lubi siać zamęt od początku, czyli jak tu sama wspomniałaś, od momentu kiedy zaszłaś w ciążę. Wtrąca się w co wygodniej jej. A obojętnie co i jak byś zrobiła to i tak będzie źle. Niestety. To nie jest Twoja wina, taki charakter, to trudna sprawa i zdecydowanie trudno z tym walczyć. Nie wiem czy coś pomoże- może dużo, dużo rozmów?! Relacje Jacka z jego mamą to ważna sprawa, skoro mają wpływ na wasz związek. To po Twojej stronie powinien stawać, bo z Tobą spędza swoje życie, ale jak wiadomo nie zawsze tak jest- nie tylko u Was. Musisz próbować spokojnych rozmów- nie wiem co innego mogłabym tutaj napisać i doradzić. TRZYMAJ SIĘ KOCHANA! |
|
anka_10k |
Wysłany: Śro 20:31, 16 Maj 2012 Temat postu: Tesciowa |
|
Moja tesciowa lubi jeździć na rowerze. Gdy o tym myślę przypomina mi się dowcip :
"- gdzie mamusia jedzie?
- na cmentarz
- a kto rower przyprowadzi?"
Wstęp myślę jest już jasny. Nie znosimy się wzajemnie.
Wszystko zaczęło się od momentu kiedy zaszłam w ciążę i było jasne, że na dobre razem zamieszkamy. U teściowej.
Początki nie były łatwe. Szczerze powiedziawszy miałam duże huśtawki nastrojów i upatrywałam w całej sytuacji mojej winy. Później sądziłam, że teściowa jest troskliwa. Robiła zakupy, ja sprzątałam w domu, ona gotowała obiady. Cieszyła się, że zostanie babcią. Kupowała to i owo dla Hanki. Nie ma w tym oczywiście nic złego. Gdy zbliżało się rozwiązanie czułam się już osaczona. Kiedy chciałam poprać pierwsze ubranka usłyszałam, że zrobi to jak będę w szpitalu, kiedy ścieliłam łóżeczko i ubierałam materac w nieprzemakalny materiał, usłyszałam, że lepiej pod prześcieradło położyć tylko nieprzemakalną matę, którą kupiła. Drobnostki, ale czułam, że mam coraz mniej do powiedzenia. Jacek przytakiwał to mamie, to mnie. Kiedy poród zbliżał się wielkimi krokami postanowiłam porozmawiać z Jackiem, żebyśmy wspólnie przeprowadzili rozmowę z teściową w której wyznaczymy zasady odnośnie naszej relacji w sprawie Hani. Nie chcieliśmy pomocy i "dobrych rad". Mimo, że mieszkaliśmy wspólnie postanowiliśmy, że dziecko jest nasze i to my będziemy się nim zajmować. Chyba, że poprosimy o pomoc. Wiedziałam, że będą problemy, bo już na początku rozmowy usłyszeliśmy, że tak się nie da.
I rzeczywiście nie dało się. Do konfliktów po urodzeniu Hani dochodziło nadzwyczaj często. A to nie tak wyparzam butelki, a to nie tak ją ubrałam, a dlaczego kąpię ją codziennie, a to nie tak usypiamy.
Potem była afera, bo nie mówię gdzie wychodze z dzieckiem i o której wrócę.
Pewnego dnia nie wytrzymałam i wygarnęłam wszystko co leżało mi na sercu.
Na moje życzenie wyprowadziliśmy się bardzo szybko w nieprzyjaznej atmosferze. Wynajęliśmy mieszkanie, choć sytuacja finansowa nie była rewelacyjna. (Swoją drogą teściowej płaciliśmy 800 złotych).
Przez jakiś czas w naszym związku nastała sielanka.
Niestety mimo wyprowadzki teściowa znajdowała inne sposoby na "pomaganie nam". Przynosiła obiady (wiem, część z was sądzi, że chyba mnie pogięło, że się tego czepiam, ale po wszystkich wcześniejszych sytuacjach czułam się jakbym niepotrafiła gotować), kiedy Jacek poprosił o numer do ciotki która rozlicza pity, postanowiła wcale go nie wysyłać. Sama zadzwoniła, przyjechała, zabrała pit, zawiozła odebrała (pewnie znowu się czepiam, ale na boga nikt jej o to nie prosił. jej syn ma 30 lat!).
Przykładów mogę mnożyć. Kiedy na tle nadmiernej pomocy mamusi wybuchały w domu awantury, ciągle słyszałam, że się czepiam, bo mamusia chce pomóc a całe zło sytuacji to moja wina.
Nikt mnie nie pytał jak się w tym wszystkim czuję.
W pewnym momencie na moje narzekania na mamusię jacek zaczął odpowiadać rękoczynami. Według niego wcale mnie nie był, tylko złapał za ręce i krzyczał. Zapomniał jednak, że najpierw przewlókł mnie przez pół pokoju, postawił na nogi i trzepał o ścianę.
Kiedy mamusia się o tym dowiedziała, stwierdziła, że to nasze sprawy i ona nie będzie się wtrącała.
Czy tylko mam takie wrażenie, czy wtrąca się tylko w to co wygodne?
Kilka dni temu kupiliśmy jej na urodziny telewizor. Daliśmy jej wcześniej, bo nie mieliśmy gdzie trzymać. W dzień urodzin zadzwoniłam do niej rano skłądając życzenia. Jacek zapomniał o urodzinach matki. Następnego dnia rano doszło do awantury i znowu "przytrzymał mnie za ręce". Zadzwoniłam do teściowej złudnie liczac na jej reakcję. Na drugi dzień pojawiła się u mnie z pretensjami, że jacek nie złożył jej życzeń i mamy zabierać telewizor bo ona go nie chce, a co do mojego telefonu (cytuję) "nie mam klasy".
Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że jeśli mówimy o klasie to o jakiej i czyjej, bo jak wychowała syna.
Wyszła z domu trzaskając drzwiami. Dziś przyszła jakgdyby nigdy nic zwracając mi uwagę, że siedzę obrażona a to przecież ja jej powiedziałam, że niewychowała syna, a jak stwierdziłam, że nie zamierzam się odzywać i rozmawiać to wykrzyczała że jej noga tu więcej nie postanie i ponownie trzasnęła drzwiami.
Jacek wyleciał za mamusią robiąc mi w miedzyczasie karczemną awanturę i tyle go widziałam.
Chciałabym wiedziec czy ze mną jest coś nie tak? |
|